wtorek, 27 kwietnia 2010

044. Goszkie rzale.

{Rammstein - Das Modell}
Miłość do piłki dała mi się we znaki. Tak długo czekałam na tę chwilę! A wszystko zaczęło się od momentu, gdy włączyłam sobie mecz Wisły z Celtikiem z roku 2006. Miałam go na dysku już wieki, ale jakoś zabrać mi się do niego nie chciało specjalnie. Jednak jak wiadomo, od paru dni mam fazę na pewnego byłego już piłkarza, który - jak się później okazało - grał w tym spotkaniu, więc postanowiłam zerknąć na jego poczynania.
Tak się jakoś złożyło, że po dziesięciu minutach zapomniałam, dla kogo oglądam mecz i zupełnie się w obserwacji zatraciłam. Mimo, iż znałam końcowy wynik doskonale, przeżywałam każde podejście piłkarzy Celtiku do piłki i niesamowicie fascynował mnie fakt, że Wisła gra naprawdę zacny futbol!
Stolarczyk wszedł w 45. minucie. Szczerze mówiąc ledwo zauważyłam. Ale gdy już zawiesiłam na nim wzrok, przyznać musiałam, że dobrą ma facet twarz. I generalnie przeczytałam dzisiaj, że uderzył Frankowskiego za to, że ten tragicznie spieprzył mecz. Boże, no po prostu 100% facet. Jestem ciekawa, ile w tym prawdy. Bo w sumie o akty agresji bym go nie posądzała, ale... no, wiadomo.
Dobra, ale wracając do meczu.
To były początki Maćka Żurawskiego w Celtiku. Strachan wtedy rządził i dzielił. O Boruku jeszcze nikt na świecie nie słyszał. Już wkrótce w klubie miał się pojawić pewien rewelacyjny Holender z PSV. Ach. To były czasy...
A Paulinka wtedy zaczęła w temacie piłki nożnej raczkować. 


PS. Wzruszył mnie moment, gdy Stolar dzielił się butelką wody z Kennym Millerem. Biła od nich taka sympatia! Ładna byłaby z nich para.
PS69. OLABOGA!!! Na tym blogu jeszcze nie użyłam tagu "Celtic Glasgow"?!?!?!
PS666. Wspominałam sobie dzisiaj mojego ulubionego piłkarza (dla niewtajemniczonych - Bernd Schneider) i niechcący znalazłam jakiś nowy wywiad. Przykro mi to mówić, ale facet wygląda jak żul. Brak piłki mu nie służy.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

043. Noc zapadła i tuli nas, ochroną naszą jest, choć kiedyś skończy się...

{Umut Kaya - Mor Yazma}
Gapię się w ekran już dziesiątą minutę i nie wiem, jak ubrać w słowa to, co chcę przekazać. Olaboga. Wdech, wydech. To może ja po kolei...

Po pierwsze: Mój ukochany zespół (znany szerszemu gronu jako Rammstein) postanowił pokazać światu kolejny teledysk. Gdy się o premierze dowiedziałam, byłam po prostu przerażona. Bo po "Pussy" i "Ich tu dir weh" nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Tym bardziej, że kilka dni przed tym wielkim wydarzeniem do sieci wkradły się zdjęcia Tilla, o takie. I się zastanawiałam, czy znowu się zawiodę.
Jednak już pierwsze chwile teledysku uświadomiły mi, że chłopaki nie pozwolą mi znowu zareagować na nowe dzieło fejspalmem, wszak dbają o mnie, gdyż kochają mnie miłością wielką, szczerą, wyjątkową i piękną. No bo powiedzcie mi taką rzecz - jak mam się nie uśmiechać, gdy Ryszard trzyma w ręce zdjęcie zespołu z wyciętą twarzą Lindemanna i podkłada pod nią facjatę Jamesa Hetfielda? Jak mam zareagować na "pięć pomysłów na skuteczną likwidację Tilla L."? Jak mam nie czuć wzruszenia przy scenie, gdzie Richard bije się z Landersem, a jakaś dziewczynka zbiera zęby poszkodowanego? Jak mam nie śmiać się przy momencie, gdy Flake wpada na trumnę zmarłego Lindemanna, która okazuje się pusta? Jak mam nie wyć ze śmiechu, gdy kamera pokazuje opalonego Tilla z obleśnym wąsem w towarzystwie jakiejś ładnej pani, wysyłającego do swoich przyjaciół kartkę z wakacji z napisem: "Viele Gruesse vom Arsch der Welt"? Tak, proszę państwa. Jestem szczęśliwa, bo udało mi się dożyć czasów, gdy Rammstein pokazuje światu NAJLEPSZY KLIP EVER!!! "Du hast"? Świetne, ale nie tak. "Ich will"? Przy "Haifisch" marnie. Że o innych nie wspomnę.
Chłopcy. Ja nie wiem, jak Wy to robicie, ale umiecie mnie uszczęśliwić. Świat może mi się walić, grunt pod nogami mogę tracić, pod mostem mogę mieszkać, umierać z głodu mogę, kończyny mogę na wojnie stracić, ale gdy naćpam się Waszą muzyką czy teledyskami, NIE MA szczęśliwszego człowieka na tym śmierdzącym świecie.
A tutaj można "Haifisch" obejrzeć.

{Replikas - İsimsizler}
Po drugie:
Boże, moja rodzina jest popierdolona.
Przepraszam za ten wyraz, ale innego słowa nie da się tu zastosować.

{Quo Vadis - Noc}
Ta piosenka jest tak cudowna, że żadne słowa nie są w stanie opisać mojej miłości do niej.
Na zakończenie tej jakże fascynującej notki rzec chciałam, iż dopadła mnie angina i muszę siedzieć w domu do końca tygodnia. Jaka szkoda. A w piątek do Krakowa.
Wracam do studiowania felietonów Jeremy'ego Clarksona.

czwartek, 22 kwietnia 2010

042. hihninoinoibgbgtv

{Skunk Anansie - Charlie Big Potato}
Zamiast pójść do szkoły, jeździłam autobusem, czytałam "Mutanta" Robina Cooka, popijałam kawę z termosu, słuchałam Rammstein i powiem szczerze, że już dawno nie czułam się tak dobrze, jak wtedy.
Jednak szkolnej imprezy, tj. otwarcia boiska, nie zignorowałam (z tego też względu, że nie mogłam). Znowu kazali mi bawić się w dziennikarkę. Ale powiem szczerze, że było ciekawie i poczułam, że dziennikarstwo to jest w sumie to, co mogłabym robić w życiu.

{Peaches - Talk to me}
Choć od dawna wiedziałam, że ten przeseksowny facet, którego mijałam kilka razy w szkole i szczęka mi za każdym razem opadała (a owy pan uśmiechał się do mnie przy tym, bo chyba domyślał się, że dotarło do mnie, kim jest), to Maciek Stolarczyk, mimo wszystko znowu byłam w szoku, że stoi obok mnie i na luzie można sobie z nim pokonwersować, pomacać go, a nawet zgwałcić (lecz wokół byli księża, więc nie chciałam robić afery, wiadomo).
Będę to przeżywać do końca życia.
I strój piłkarski mu się opinał...*.*
Nie, nie, koniec tych zbereźnych myśli!
Ach...

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

041.

{Foals - Electric bloom}
Czuję się wybitnie nieprzystosowana do życia. Codziennie wstaję z myślą, że wszystko, co mi się na co dzień przydarza, co mnie wokół otacza, najzwyczajniej w świecie mnie przerasta. Kolejny dzień to nowy wyrok.
Mam ochotę usiąść gdzieś w kącie, schować się przed wszystkimi. Mieć swoją własną skorupę, do której tylko ja mam dostęp.

Mam ochotę stać się niewidzialna.

Nie okazuję tego, bo nie umiem, ale naprawdę boję się wszystkiego. Ludzi, nowych wydarzeń, ulicy, przyszłości. WSZYSTKIEGO.
Życie mnie przeraża.

Nie wiem, co robić.
Naprawdę nie mam pojęcia.

niedziela, 18 kwietnia 2010

040. We're the same around the world.

{Sagopa Kajmer - Baytar}
Ikonka widniejąca obok technicznie rzecz biorąc jest beznadziejna, ale nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem jej tu, gdyż Richard wygląda na niej uroczo. Tak. Ale nie o tym miałam prawić.

Bo ja to Wam powiem, że ta sobotnia tragedia to wszystkim na złe wyszła. Naród polski mnie trochę przeraża, bo o ile wcześniej obywatele śmiali się prezydentowi prosto w twarz, wyzywając go od kartofli i wymyślając kolejne kawały (mój ulubiony: "do czego jest potrzebny Dorn Kaczyńskiemu? bo ktoś musi dosięgnąć klamki w pałacu prezydenckim"), teraz nagle zbierają się pod pałacem i beczą, przekonując wszystkich wokół, że przecież to taki wspaniały człowiek był, o Boże, i oni ZAWSZE go kochali! Ja rozumiem, że można być w szoku po tym, co się stało (sama właśnie to przerabiam), ale naprawdę bez przesady.
Tak w ogóle to założę się, że za miesiąc wszyscy zapomną o całym tym wydarzeniu, zajmą się swoimi sprawami i na pytanie: "co wydarzyło się 10 kwietnia?", odpowiedzą: "yyy... szczecińskie targi motoryzacyjne?".

{Borysewicz & Kukiz - Jest dobrze}
Jeśli jeszcze raz usłyszę, że podniecają się Obamą, bo WYRAZIŁ CHĘĆ OBECNOŚCI NA POGRZEBIE PARY PREZYDENCKIEJ, ale CHMURQI MU PRZESZKODZIŁY W LOCIE, to aż mnie ściska. Cholerne afrykańskie Maroko przyleciało do nas jako pierwsze swym cherlawym samolocikiem, aby w tym uczestniczyć, a wielkie państwa nie mogą? Oto, czym Polska jest dla świata, proszę państwa.
Kocham ten kraj, bo tu się urodziłam. I piękną ma Polska historię. Ale mam wrażenie, że jesteśmy państwem-ofiarą, nad którym trzeba się wiecznie litować i w gruncie rzeczy wszyscy mają nas w dupie.

wtorek, 13 kwietnia 2010

039. Raus.

{Rammstein - Nebel}
Czasem mam ochotę najzwyczajniej w świecie palnąć sobie w łeb.

niedziela, 11 kwietnia 2010

038. -

{Rammstein - Mein herz brennt}
Hay sikeyim.

czwartek, 8 kwietnia 2010

037. Qjanqdienwiofwef.

{The Whip - Trash}
Miałam napisać coś sensownego, ale w sumie chuj z tym.

wtorek, 6 kwietnia 2010

036. Nie chce mi się szukać cytatów.

{Empire of the Sun - Tiger by my side}
Nie cierpię wolnych dni, bo myśl, że za chwilę miną, mnie przytłacza. I tak oto nadszedł wtorek, a jutro swoim blaskiem oświeci mnie środa, a oznacza to smród szkoły. Żeby było jeszcze bardziej słodziaśnie, mam jutro dwa sprawdziany. Na które oczywiście nie mam zamiaru się uczyć.
Generalnie to obejrzałabym sobie z chęcią CSI.

Jnuweff. Kupsko. KUPSKO. KuPsKo. kUpSkO. QPSQO.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

035. Don't move!

{Rammstein - Adios}
Jak będę chciała, to zostanę patologiem, anatomopatologiem, prezydentem, a nawet astronautą. A jak te zajęcia mi się znudzą, to skuszę się na skup złomu, prowadzenie spraw rozwodowych, wycinanie wyrostka robaczkowego, leczenie pneumonoultramicroscopicsilicovolcanoconiosis i malowanie ścian w więzieniu. Tak. Muszę w siebie, jasna cholera, wreszcie uwierzyć, bo inaczej to nie da rady.
Rzekłam.

sobota, 3 kwietnia 2010

034. I would fight for you to prove that I am true.

{Emigrate - Let me break}
Zdaję sobie sprawę z tego, że dziwną sprawą jest dodawanie przeze mnie drugiej notki pod rząd tego samego dnia, jednak czuję ogromną potrzebę wyżalenia się. Inaczej padnę na zawał z powodu stresu lub - co gorsza - pęknie mi łeb przez nadmiar myśli (co jest teoretycznie niemożliwe, ale są choroby, które sprawiają, że przy nadmiarze stresu mózg się gotuje, a jaką mam pewność, że tej choroby nie posiadam, hm?).
Przechodząc do rzeczy...

{Quo Vadis - Zegary}
Temat nie będzie czymś nowym. Jednak prześladuje mnie od dłuższego czasu i nie daje mi normalnie żyć. Nie śpię po nocach myśląc o tym w kółko, nie mogę się na niczym skupić, bo ta myśl siedzi mi ciągle w głowie i wyżera mózg.
Nie wiem, co ze sobą zrobić w przyszłości.
W sumie teraz też nie wiem, co ze sobą zrobić.

Oczywiście można powiedzieć, że przecież mam jeszcze sporo czasu do namysłu i wszystko przyjdzie samo. Nie, nie mam czasu. I nic nie przyjdzie samo. Nie mam żadnego planu na przyszłość. Po prostu ŻADNEGO. Nie chcę pracować w Polsce. Studiować najlepiej też nie. Mam już dość tego kraju do tego stopnia, że dłużej tu nie wytrzymam. To po pierwsze. Po drugie - nie mam pojęcia, czym mogłabym się zająć. Technik/ekspert kryminalistyki odpada (jeśli przyjdzie mi zostać w Polsce), bo zarobki są śmieszne, a to jednak praca na 24h. Dziennikarstwo w sumie jest ok, ale nie byłabym spełniona w tym zawodzie. Zupełnie. Do stania przed kamerą trzeba wyglądać, do pisania się na dłuższą metę nie nadaję, bo nie lubię pisać na tematy, które mnie kompletnie nie interesują. Coś związanego z muzyką może? Nie wiem. Myślałam nad PR, ale chyba się do tego nie nadaję.

Boże. Ojciec już powoli wywala mnie z domu. A nawet jeśli sam się ze mną nie pożegna, to ja nie wytrzymam z nim pod jednym dachem dłużej, niż kolejny rok. Nie wiem, co mam robić. Nie mam, kurwa mać, zielonego pojęcia.

Muszę pierwszorzędnie z tego miasta wybyć.

Boże, jaki ten świat jest wkurwiający. Boże, jakie to życie jest przytłaczające.

Coś czuję, że ostatecznie będę śmieciarzem albo sprzątaczką. To już chyba lepiej iść do wojska i szkolić się na płatnego zabójcę, naprawdę. Zawsze wiedziałam, że to najlepsze wyjście. Niemoralna robota, ale przynajmniej będę miała jako taki spokój.
Nie licząc ucieczek przed funkcjonariuszami policji.

Kurwa mać ja pierdolę.

033. Everything is connected.

{Rammstein - Rein raus}
Po ogromnej dawce Ceesau - zespołu, o którym zaraz co nieco napiszę - wzięło mnie na Rammstein. Nie to, żeby było to coś nowego (według last.fm różnica odtworzeń między pierwszym miejscem [Rammstein], a drugim [Hayko Cepkin] wynosi 4731, to mówi samo za się). Powiem jednak, że nie wyrobię i jednak włączę moją nową ukochaną piosenkę.

{Ceesau - Wrote the longest word}
Uff, od razu lepiej. No, to może od razu przystąpię do wyjaśnień. Otóż, Ceesau to zespół rockowy aktora, który gra jedną z moich ulubionych postaci w CSI: NY. Tak. Carmine, bo tak na imię ma owy aktor (swoją drogą kojarzy mi się z postacią z "Scarface"), jest wokalistą i gitarzystą.
I wiecie, myślałam, że nikt nigdy nie miał i nie będzie miał takiego głosu, jak Kurt Cobain. Na myśleniu się skończyło, bo pan Giovinazzo charczy niczym wokalista Nirvany właśnie. Generalnie przyznać muszę, iż ma facet talent.

{Ceesau - How do you feel?}
Dobra nuta.

Ojciec mnie nie kocha. Poważnie. Ale wiedziałam to już dawno, dawno temu.
No i przy okazji mnie wkurwia.
Idę pooddychać świeżym powietrzem.