
Zdaję sobie sprawę z tego, że dziwną sprawą jest dodawanie przeze mnie drugiej notki pod rząd tego samego dnia, jednak czuję ogromną potrzebę wyżalenia się. Inaczej padnę na zawał z powodu stresu lub - co gorsza - pęknie mi łeb przez nadmiar myśli (co jest teoretycznie niemożliwe, ale są choroby, które sprawiają, że przy nadmiarze stresu mózg się gotuje, a jaką mam pewność, że tej choroby nie posiadam, hm?).
Przechodząc do rzeczy...
{Quo Vadis - Zegary}
Temat nie będzie czymś nowym. Jednak prześladuje mnie od dłuższego czasu i nie daje mi normalnie żyć. Nie śpię po nocach myśląc o tym w kółko, nie mogę się na niczym skupić, bo ta myśl siedzi mi ciągle w głowie i wyżera mózg.
Nie wiem, co ze sobą zrobić w przyszłości.
W sumie teraz też nie wiem, co ze sobą zrobić.
Oczywiście można powiedzieć, że przecież mam jeszcze sporo czasu do namysłu i wszystko przyjdzie samo. Nie, nie mam czasu. I nic nie przyjdzie samo. Nie mam żadnego planu na przyszłość. Po prostu ŻADNEGO. Nie chcę pracować w Polsce. Studiować najlepiej też nie. Mam już dość tego kraju do tego stopnia, że dłużej tu nie wytrzymam. To po pierwsze. Po drugie - nie mam pojęcia, czym mogłabym się zająć. Technik/ekspert kryminalistyki odpada (jeśli przyjdzie mi zostać w Polsce), bo zarobki są śmieszne, a to jednak praca na 24h. Dziennikarstwo w sumie jest ok, ale nie byłabym spełniona w tym zawodzie. Zupełnie. Do stania przed kamerą trzeba wyglądać, do pisania się na dłuższą metę nie nadaję, bo nie lubię pisać na tematy, które mnie kompletnie nie interesują. Coś związanego z muzyką może? Nie wiem. Myślałam nad PR, ale chyba się do tego nie nadaję.
Boże. Ojciec już powoli wywala mnie z domu. A nawet jeśli sam się ze mną nie pożegna, to ja nie wytrzymam z nim pod jednym dachem dłużej, niż kolejny rok. Nie wiem, co mam robić. Nie mam, kurwa mać, zielonego pojęcia.
Muszę pierwszorzędnie z tego miasta wybyć.
Boże, jaki ten świat jest wkurwiający. Boże, jakie to życie jest przytłaczające.
Boże, jaki ten świat jest wkurwiający. Boże, jakie to życie jest przytłaczające.
Coś czuję, że ostatecznie będę śmieciarzem albo sprzątaczką. To już chyba lepiej iść do wojska i szkolić się na płatnego zabójcę, naprawdę. Zawsze wiedziałam, że to najlepsze wyjście. Niemoralna robota, ale przynajmniej będę miała jako taki spokój.
Nie licząc ucieczek przed funkcjonariuszami policji.
Kurwa mać ja pierdolę.
Też mam dość. Najchętniej zamieszkiwałabym Barcelonę, Amsterdam lub NYC (nie wiem dlaczego, ale to miasto wydaje mi się miejscem odpowiednim dla mnie. mimo, że jest gigantyczne i pełno tam spalin i niezdrowego jedzenia.), jednak czuję, że do końca życia dane mi będzie siedzieć w centrum Polski i wracać do swojego zmęczonego życiem męża, oczywiście Polaka, bo moi rodzice nie wyobrażają sobie, żeby ze swoim zięciem nie mogli porozumieć się po polsku (pomijam, że tylko jedno dziecko ich znajomych ma współmałżonka/ partnera pochodzącego z Polski. Pochodzącego, bo z tego co wiem, to koleś ma jakieś bałkańskie korzenie. Albo zwyczajnie nauczę mojego cudownego Holendra/ zabójczo przystojnego Katalończyka/ świńskiego blondyna Szwaba mówić po polsku. )
OdpowiedzUsuńnie wiesz, co będziesz robić? Zostań Housem, w końcu teraz nawet dla tapeciar z humana dostanie się na lekarski to pestka.