sobota, 8 maja 2010

046. Gdzie się podziała tamta Wisełka?

{Rammstein - Feuer Frei!}
Jakaś siła wyższa najwyraźniej nie chciała, abym mecz Wisły z Schalke obejrzała, ale jako, że się nie poddaję tak szybko, dopięłam swego i miałam wielką przyjemność zobaczyć ten cudowny mecz na własne oczy. Co prawda po dwóch dniach użerania się z własnym łączem internetowym, ale zdecydowanie było warto.

Ten mecz dla polskiej piłki był szczególnie ważny. Wisła przeżywała wtedy swoją świetność i łagodziła zranione serca polskich kibiców po mundialu, podczas którego - jak powszechnie wiadomo - nasza reprezentacja dała za przeproszeniem dupy.
I tak Biała Gwiazda zaczęła swoją przygodę z PUEFA łatwą wygraną 2:0 i 4:0 z Glentoranem Belfast (matko boska, kto tym klubom takie śmieszne nazwy daje?), równie przyjemnym 2:0 i 6:1 z Primorje, po czym gładko przeszła do meczu z Schalke po przegranej z Parmą 2:1 i zwycięstwie w rewanżu wynikiem 4:1.
Pierwszy mecz był festiwalem błędów z jednej i drugiej strony. Bramki padły kolejno po samobójczym trafieniu Poulsena oraz po fatalnej i niefortunnej interwencji Huguesa. Spotkanie zakończyło się rezultatem 1:1.

Z takimi wiadomościami przystąpiłam do obserwacji rewanżowego meczu. Chłodno obserwowałam każde podanie, ruch, strzał, ustawienie. Pierwsze minuty spotkania to były w gruncie rzeczy ataki Schalke. Swoją drogą bardzo składne. Imponowało mi jednak to, że obrona Wisły zamieniła się w mur nie do przejścia. Ile razy Asamoah atakował prawą stronę boiska, tyle samo razy Stolarczyk sumiennie wybijał piłkę spod jego nóg. Ile razy Mpenza wparowywał w pole karne Wisły, tyleż razy ktoś z duetu środkowych obrońców Jop-Głowacki z zimną krwią go powstrzymywał.
Mecz z biegiem czasu się rozkręcał i można było podziwiać ataki z obu stron. W środku pomocy rządził i dzielił Szymkowiak, roszady Kosowskiego mogły cieszyć oczy, a lekkość, z jaką Żurawski poruszał się z piłką, była imponująca. W 40. minucie Maciek-napastnik (bo w tym pięknym piłkarskim spektaklu występował również Maciek-obrońca) dał Wiśle prowadzenie po naprawdę świetnym dośrodkowaniu Kosowskiego. I dosłownie dwie minuty później kibiców Wisełki uciszył Tomek Hajto.

Jemu poświęcić muszę oddzielny akapit, bo mnie człowiek trochę zszokował. Wiedziałam, że w Schalke był znaczącą postacią, ale w akcji go nigdy nie widziałam i specjalnie się do tego nie paliłam. Błędem moim to było, powiadam. Bo biedny Maciek-obrońca nie tylko musiał uganiać się za stu tonowym Geraldem , który nieźle go poobijał, poprzygniatał i Allah jeden wie, co jeszcze biednemu Stolarowi zrobił. Niestety. Maciek-obrońca musiał również poskramiać swego rodaka, bo ten po prawej stronie szarżował jak szaleniec. Olaboga. Śmiem wyznać, że Hajto był najpoważniejszym zagrożeniem ze strony Schalke.

Maćkowi-obrońcy po drodze też poświęcę akapicik, bo zasłużył. To niesamowity walczak. Dżizus, czasem naprawdę przerażało mnie jego zaangażowanie. Gryzł wręcz trawę.
Choć i tak w pamięci mej zapadnie przede wszystkim jego bardzo wyraźne "Fuck!" po tym, jak sędzia nie odgwizdał faulu (a Asamoah tak chłopaka poturbował, że ten sobie chwilę poleżał i pojęczał z bólu). Tak, to była wisienka na torcie w tym spotkaniu, hehe.

Wracając jednak do spotkania. Wisełka po bramce Hajtusia ani myślała się poddać i tak oto w 52. minucie Kalu machnął brameczkę po znowu rewelacyjnym dośrodkowaniu Kosowskiego.
Dla Kamila też powinnam mieć w zanadrzu jeden akapicik, ale coby się już tak nie rozpisywać...
I powiem Wam, że po tej akcji długo nic się nie działo. Mówiąc "nic" mam na myśli bramki oczywiście, bo obie drużyny atakowały z każdych stron. Z tym że Schalke bardziej rozpaczliwie, niż rozsądnie. Pożałowali tego, bo w 85. minucie skarcił ich Żurawski (tudzież Maciek-napastnik). Frajerzy, co? Oni naprawdę myśleli, że wygrają z palcem w zadzie? No błagam.
Po bramce Maćka kibice S04 realnie schodzili tłumami z trybun. Po dwóch minutach było już tak pusto, że aż mi gały wyskoczyły.
Że nie wspomnę o tym, jak trybuny wyglądały po golu Kosowskiego na 4:1, hehehehehehehe.

Tak. Mecz zakończył się wynikiem 4:1. I choć w życiu widziałam naprawdę mnóstwo pięknych rywalizacji, spotkanie pomiędzy Wisłą i Schalke mogę uznać za najpiękniejsze. Chociaż nie, piękniejszy był tylko mecz Tureczków z Czechami.

Swój poemat zakończę pytaniem retorycznym:
Gdzie się podziała tamta Wisła? No gdzie?
Do Krakowa wrócił Kasperczak. Może zbuduje drużynę choć w połowie tak rewelacyjną, jak ta z 2002 roku? Pozostaje tylko mieć nadzieję.

Tymczasem pochwalę się, że moja Pogoń zagra w finale Pucharu Polski. I coś czuję, że ten puchar zgarnie.

PS. Na ikonce widnieje umierający Maciek-obrońca. Rost go w główkę uderzył, pies jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz