Jest ze mną coraz gorzej. Nie ma co ukrywać. Wydaje mi się, że widać to nawet pod moją maską dobrego i przezabawnego obywatela czwartej RP. Tak naprawdę mam wszystkiego dość, jestem na skraju wyczerpania. Doszły do tego bezsenne noce - zaczęło się od niewinnych pobudek o 2-3 w nocy przez ostatnie dziesięć lat. Dwa tygodnie wolnego, których zapach już doskonale czuję, są dla mnie zbawieniem. Muszę poukładać sobie pewne sprawy, dojść do siebie. I chyba jednak wybiorę się do psychologa, bo nie mogę dłużej się tak męczyć.
{The Clash - London Calling}
Zima psuje mój i tak już nie najlepszy nastrój. Gdyby ta pora roku mogła przybrać ludzką postać, realnie bym zabiła. Ile można umierać z zimna, trzęsąc się na pieprzonym przystanku autobusowym linii 53 czy siedząc w równie kurewsko pieprzonej sali od polskiego i czuć, jak powolutku zamarzają kolejne części ciała? W dodatku ten śnieg... demotywuje mnie.
Czy ja zawsze muszę zacząć rok od stanu przeddepresyjnego?!
będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuń